» Czw kwi 14, 2005 11:37
Buras Miluś codziennie wita mnie, kiedy wracam z pracy.
Pędzi jak strzała, kiedy wysiadam z samochodu, potem prowadzi mnie do drzwi z ogonkiem powiewajacym jak żagiel na wietrze. Po drodze opowiada mi coś po kociemu i pyta co się tak wlokę do tej lodówki. Kiedy zdejmuję buty, sprawdza dokładnie wszystkie siaty i podziwia zakupy.
Po posiłku znika po angielsku, ucieka gdzieś do swoich kocich spraw. Przed zmrokiem znajduję go zawsze na balkonie, czekającego cierpliwie na wiklinowym fotelu, zamyślonego, z podwiniętymi łapkami. Zawołany ziewa błyskając trzema kiełkami i powoli, jakby celowo przeciągając ten moment, wchodzi do domu. Wieczorem, kiedy juz sobie siądziemy, zwija się w kłębek gdzieś blisko, tak żeby jego ciepłe cialko stykało się z moim. Nigdy nie upomina się o pieszczoty, ale pogłaskany, delikatnie podstawia pod rękę ksztaltny łepek z wyraźną przyjemnością i mruczy tak ciepło, jak tylko subtelne burasy potrafią. W dotyku jest gladki jak jedwab i sprężysty jak gepard. Pachnie wiatrem i ziołami.
Nad ranem budzi mnie parsknięcie gdzieś koło ucha. To buras przypomina, ze juz piąta. Otwieram oczy i widzę wpatrzone we mnie intensywnie, świdrujące, wyczekujące czarne oczka. Dreptam do drzwi balkonowych. Bo buras Miluś musi przecież przywitać Tomka, wracającego z nocki....
Jak można pomijać takie wspaniałe stworzenia?
Piszcie o swoich burasach.