Pisałam kiedyś o jednym kocie który przychodzi do mnie na taras i sika mi na okno...
Dziki- tak go nazywamy, jest ewidentnie bezdomny... Takie sprawia wrażenie- brudny, wychudzony, głodny... Ale mizialski. Więc może ktos go kiedyś wywalił z domu. W naszej dzielnicy jest bardzo spokojnie, nie sądze żeby groziło mu niebezpieczeństwo na tyle duze, abym uznała że lepiej oddać go do schroniska.
Ale bardzo chciałabym mu pomóc. Zanieść do weta, wyleczyć, odjajczyć... Mój studencki budżet na to nie pozwoli. Boje się że jak go zabiorę do lekarza i okaże sie ze jest na cos poważnie chory- niestac mnie będzie na kontynuowanie leczenia.
Wiem że ludzie tu na forum wyciagaja koty z większych problemów, żem ój przypadek nie jest tak beznadziejny jak innych. Chciałabym żebyście poradzili mi - po pierwsze- jak prowadzić akcję wyciągania Dzikiego z "biedy" i ewentualnych chorób, po drugie- skąd wiąć pieniądze? Może coś sprzedam na aukcji na forum? Tylko co?