Słuchajcie - na początku czerwca trafił do schroniska piękny kocurek. Ok 8 miesieczny.
Oddał go jakiś łom, bo kocurek znaczył teren (niewykastrowany był oczywiscie bo po co).
Kocurek jest przewspaniały. Milutki, przyjacielski, spokojny.
W schronisku Go wykastrowali i kocurek znalazł nowy dom. Niestety, rezydentka nowego mieszkania nie mogła znieść jego obecności (a w zasadzie nie moze znieść żadnego kota) i był powtorny problem. Kocurek mial znowu trafić do schroniska, ale udało sie przekonać ludzi, zeby poczekali do znalezienia domu tymczasowgeo. Udało sie. kocurek poszedł na tymczasem. Potem znalzła sie fajna kobieta, przepytaliśmy ją wzdłuż i wszerz i zabrała go do domu. Miałam z nią stały kontakt, dostawałam zdjęcia wszystko było OK.
W piątek znalazłam bardzo podobnego kocurka w schroniskowej klatce. Zaczełam dzwonić i sms-ować do jego właścicielki. W końcu dostalam odpowiedź od męża, że żona jest w szpitalu, a synek zaczął bez wyraźnej przyczyny kaszleć, więc zgodnie z zaleceniem pediatry - odwiózł Go do schroniska. A żona jeszcze nic o tym nie wie !!!!
NO KREW MNIE ZALAŁA!!!!
Nie mogę Go wziąć do siebie, bo mam na przechowaniu kota i mój TŻ się nie zgadza na 4tego na tymczasem.
Może ktoś zechciałby pomóc??? Chociaż na tymczasem????