Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
Katia K. pisze:Cześć Nul, miło Cię widzieć
Ola, dowiedziałam się od lekarza w schronie o możliwości usuwania bielma operacyjnie i... od razu powiedziałam Krzyśkowi, że raczej nie, niespecjalnie. Poczytałam, pomyślałam, przypomniałam sobie Krzysia i jego wielką operację i dwumiesięczne męczenie się z abażurkiem. Od Ciebie dowiaduję się, że po krótkim czasie po takiej ingerencji bielmo powraca
Nemek jest radosny, poza kilkoma drobiazgami, których chyba się boi (standardowo odkurzacz, nagłe ruchy - ale to też chyba wszystkie koty, motocykle z zepsutą rurą wydechową za oknem itp.), nie obserwuję żadnych traum. Śpi już z nami, przytula się, przez pierwsze dni nie przychodził na kolana, ale teraz już zawija się w kłębuszek i głęboko zasypia. Szaleje z zabawkami i "zabawkami" (wiadomo, zwinięty papierek po cukierku jest najlepszy), "poluje" na ptaki za oknami, jeszcze nieśmiało, ale już powoli wychodzi na parapety zewnętrzne, oczywiście pod kontrolą. Nie będę go na siłę uszczęśliwiać. Jeszcze trochę będziemy te krople, żel i maść podawać, wątpię, że pomogą na bielmo (tak, jak pisałam o tym Corneregelu - podobno pomaga, ale nie zawsze), być może kiedyś zapiszemy się do okulisty, ale mam w głowie, że nic na siłę.
mir.ka pisze:Katia K. pisze:Cześć Nul, miło Cię widzieć
Ola, dowiedziałam się od lekarza w schronie o możliwości usuwania bielma operacyjnie i... od razu powiedziałam Krzyśkowi, że raczej nie, niespecjalnie. Poczytałam, pomyślałam, przypomniałam sobie Krzysia i jego wielką operację i dwumiesięczne męczenie się z abażurkiem. Od Ciebie dowiaduję się, że po krótkim czasie po takiej ingerencji bielmo powraca
Nemek jest radosny, poza kilkoma drobiazgami, których chyba się boi (standardowo odkurzacz, nagłe ruchy - ale to też chyba wszystkie koty, motocykle z zepsutą rurą wydechową za oknem itp.), nie obserwuję żadnych traum. Śpi już z nami, przytula się, przez pierwsze dni nie przychodził na kolana, ale teraz już zawija się w kłębuszek i głęboko zasypia. Szaleje z zabawkami i "zabawkami" (wiadomo, zwinięty papierek po cukierku jest najlepszy), "poluje" na ptaki za oknami, jeszcze nieśmiało, ale już powoli wychodzi na parapety zewnętrzne, oczywiście pod kontrolą. Nie będę go na siłę uszczęśliwiać. Jeszcze trochę będziemy te krople, żel i maść podawać, wątpię, że pomogą na bielmo (tak, jak pisałam o tym Corneregelu - podobno pomaga, ale nie zawsze), być może kiedyś zapiszemy się do okulisty, ale mam w głowie, że nic na siłę.
Szczęśliwy kot
Katia K. pisze:I rozrabia jak pijany zając w kapuście Dawno tyle energii w naszym domu nie było
Mam jeszcze jedną świeżą historię ze schroniska. Na początku roku trafił tam biało-rudy bardzo dorodny kilkuletni kocur. Wiem, że coś tam było do leczenia, ale normalnie w boksie z innymi sobie siedział. Jakieś zainteresowanie było, w końcu ok. miesiąca temu trafił do adopcji. Kilka dni później znaleziono go błąkającego się na ulicy, był w marnej kondycji. Wolontariuszka rozpoznała go udostępnionego u kogoś na fejsbuku, wrócił do schronu. Dziś jest już z powrotem "na boksach". Niby tamci adoptujący mogą się po niego zgłosić, ale raczej to się nie zdarzy, bo przecież wszystko wskazuje na to, że został porzucony. Okazuje się, że błąkał się w mojej okolicy, a żadnego ogłoszenia nie widziałam Po co iść do schronu po kota, skoro jest się skłonnym od razu się go pozbyć? Do tego teraz koty są już czipowane... Tzw. zwroty się zdarzają (zresztą jest punkt w umowie adopcyjnej), o, np. nasz Kokoszek wrócił po kilku godzinach ze swojej pierwszej "adopcji", ostatnio pisałam o Tołstoju, który też został wzięty na chwilę. Czasem zwrot następuje po kilku dniach. Można było zrobić to i w przypadku Urugwaja
mir.ka pisze:Katia K. pisze:I rozrabia jak pijany zając w kapuście Dawno tyle energii w naszym domu nie było
Mam jeszcze jedną świeżą historię ze schroniska. Na początku roku trafił tam biało-rudy bardzo dorodny kilkuletni kocur. Wiem, że coś tam było do leczenia, ale normalnie w boksie z innymi sobie siedział. Jakieś zainteresowanie było, w końcu ok. miesiąca temu trafił do adopcji. Kilka dni później znaleziono go błąkającego się na ulicy, był w marnej kondycji. Wolontariuszka rozpoznała go udostępnionego u kogoś na fejsbuku, wrócił do schronu. Dziś jest już z powrotem "na boksach". Niby tamci adoptujący mogą się po niego zgłosić, ale raczej to się nie zdarzy, bo przecież wszystko wskazuje na to, że został porzucony. Okazuje się, że błąkał się w mojej okolicy, a żadnego ogłoszenia nie widziałam Po co iść do schronu po kota, skoro jest się skłonnym od razu się go pozbyć? Do tego teraz koty są już czipowane... Tzw. zwroty się zdarzają (zresztą jest punkt w umowie adopcyjnej), o, np. nasz Kokoszek wrócił po kilku godzinach ze swojej pierwszej "adopcji", ostatnio pisałam o Tołstoju, który też został wzięty na chwilę. Czasem zwrot następuje po kilku dniach. Można było zrobić to i w przypadku Urugwaja
i po co tacy "ludzie" biorą kota
Katia K. pisze: Nie będę go na siłę uszczęśliwiać. Jeszcze trochę będziemy te krople, żel i maść podawać, wątpię, że pomogą na bielmo (tak, jak pisałam o tym Corneregelu - podobno pomaga, ale nie zawsze), być może kiedyś zapiszemy się do okulisty, ale mam w głowie, że nic na siłę.
Sigrid pisze:Faktycznie frustrujące
Ja mam w umowie adopcyjnej, że w razie zwrotu kota (Boszzzz, jak to brzmi, jakbym butelki w skupie oddawała) będę musiała łożyć pewną kwotę na jego utrzymanie. Niby słusznie, ale może dlatego tzw. "ludzie" futrzastego wywalają na ulicę. Co ich nie tłumaczy, oczywiście.
Muszę powiedzieć, że bardzo sobie cenię wywiad przed adopcją Marlona. Wtedy miałam wrażenie, że jego "wady" zostały wręcz przerysowane i nadmiernie eksponowane, że chory, kosztowny, smarcze i wygląda mocno wtedy nieestetycznie, że agresywny, rzuca się na ludzi etc. Nie było to podane w sposób chamski czy obcesowy, ale w zasadzie więcej dowiedziałam się o jego wadach niż zaletach. Co miało swoje zalety , aczkolwiek nie jestem szczególnie skłonna do zniechęcania się z powodu kocich wybryków, a nawet lubię te niegrzeczne Ale chyba podziałało odstraszająco na wcześniejszych amatorów mojego kota, bo znikali bez słowa.
Mam nadzieję, że rudo-biały znajdzie jednak swoich fajnych ludzi i kochający dom
katarzyna1207 pisze:[...]U mojej Lali pojawiło się takie bielmo na całym jednym oku. Pod moją nieobecność uszkodziła sobie rogówkę, nie mam pojęcia jak, osoba, która się zajmowała moimi kotami w tym czasie, nie zauważyła, jak wróciłam, to oko było strasznie rozognione, a potem własnie to bielmo zostało. Prof. Balicki chciał usuwać operacyjnie ... nie zdecydowałam się, kilka tygodni zakraplania i bielmo zeszło całkowicie, nie wróciło do tej pory, a to już z 5 lat minęło. Może i u niego się uda.
Katia K. pisze:Pytałam na Klinikach o okulistów, oprócz profesora jest jeszcze dr Szadkowski, o nim mówił nam też lekarz w schronie i jeszcze pani dr Zwolska. Podobno w razie czego lepiej "celować" w obu panów. Zobaczymy.
Katia K. pisze:Ola, dowiedziałam się od lekarza w schronie o możliwości usuwania bielma operacyjnie i... od razu powiedziałam Krzyśkowi, że raczej nie, niespecjalnie. Poczytałam, pomyślałam, przypomniałam sobie Krzysia i jego wielką operację i dwumiesięczne męczenie się z abażurkiem. Od Ciebie dowiaduję się, że po krótkim czasie po takiej ingerencji bielmo powraca
Nie będę go na siłę uszczęśliwiać. Jeszcze trochę będziemy te krople, żel i maść podawać, wątpię, że pomogą na bielmo (tak, jak pisałam o tym Corneregelu - podobno pomaga, ale nie zawsze), być może kiedyś zapiszemy się do okulisty, ale mam w głowie, że nic na siłę.
Użytkownicy przeglądający ten dział: Lifter, MB&Ofelia i 121 gości