To chłopczyk. Ma góra trzy miesiące...
Trzy tygodnie temu w lesie znalazłam kotka. Płaczącą, wychudzoną, przestraszoną i bezbronną sierotkę, wyrzucone do lasu kocie dziecko
. Bestialstwo ludzi nie ma granic...
Kotek po długich próbach złapania, zwabiony okruszkami Prince Polo, bo nic innego nie miałam, wylądował w końcu w koszyku na grzyby...
Skóra i kości, pchły, początki kociego kataru, oczka wstępnie zapaprane....
Aby uniknąć oddania do schroniska, został tymczasowo, absolutnie tymczasowo, przejęty przez kolegę, z którym byłam na grzybach. I mieszka w zakładzie poligraficznym. Maszyny, ludzie, zapach chemikaliów, nie może tam zostać na stałe. Nocami sam w wielkich pomieszczeniach, dniami wchodzą i wychodzą klienci, za chwilę wybiegnie przez drzwi a obok ulica, auta...
Dostał piękne imię Forest, ma swoje miejsce do spania, miseczki, samodzielnie je. Dwukrotnie odbył wizytę u weterynarza, wyleczony, zdrowiutki, brzuszek już pełen, oczka czyste. Bawi się i bryka. Jest po prostu śliczny i oswojony. Szuka domu, bardzo dobrego, odpowiedzialnego domu. Najchętniej Wrocław i okolice, ale jak trzeba , znajdziemy rozwiązanie. Czy ktoś tę leśną sierotkę pokocha?
Poniżej zdjęcia sprzed kilku dni.
Osoby zainteresowane proszę o kontakt.