Boo77 pisze: Ciężko mi się żyje w małym mieszkaniu podzielonym na dwa obozy - jednym większym naszego rezydenta Toffika i drugim, mniejszym naszej nowej Matyldy. To już prawie dwa tygodnie od kiedy atmosfera w domu jest tak gęsta, że nie daje się już powoli wytrzymać. Toffik ucieka z domu, gryzie, drapie, jest obrażony i tępi Matyldę. Sam jest bardzo nieszczęśliwy. Matylda, kotka z porażeniem ciałka, nic z tego nie rozumie, czemu jest zamykana, czemu kolega jej nie chce, czemu ją bije i tak strasznie na nią krzyczy. Nie chciałam dokoceniem zrobić Toffikowi krzywdy, chciałam ratować Matyldę która nie mogła zostać w przytulisku a na inny dom nie miałaby szans.
Boo, ja miałam te same odczucia, zresztą po szczegóły odsyłam do mojego wątku (Iza, a pamiętasz jak jeszcze niedawno pisałaś mi takie same posty jakie ja teraz piszę Boo?
). Mam małe mieszkanko, kawalerka 30 m2. Tigra była nieszczęśliwa, że ma się kisić w łazience, do tego była przerażona, agresywna i chora. Niuńka była nieszczęśliwa, że odebrano jej łazienkę - jej plac zabaw, saunę, łaźnię i wannowe schronienie
do tego była obrażona, agresywna i nie wiedziała co się dzieje.
Moje pierwsze tygodnie (nie ma ich tak wiele, dziś kończy się czwarty) były koszmarne, byłam załamana, miałam wyrzuty sumienia, zarówno wobec rezydentki jak i nowej. Chodziłam jak zombie, myślałam tylko o tym jak skomplikowałam życie moje, TŻ-ta, a przede wszystkim tych dwóch kotek. Wiedziałam, że w końcu musi być lepiej, ale nie potrafiłam się dźwignąć z tego otępienia, przyznam szczerze, że przerosła mnie ta sytuacja - mnie, osoby która nigdy nie miała kota, i która swoje doświadczenia na tym polu zaczęła raptem 3 miesiące wcześniej. Aż tu nagle takie dramatyczne dokocenie
BĘDZIE DOBRZE