Jogi i Klementyna odwiedzili wczoraj weterynarza. Zaliczyli czyszczenie uszu. W wyskrobanej wydzielinie nie stwierdzono żywych robaczków. Prawdopodobnie wystarczy jeszcze jedno zakraplanie uszu trucizną i świerzb pójdzie w niepamięć. U weterynarza zachowują się wzorowo. W domu także nie ma z nimi problemów. Załatwiają się tylko w kuwecie. Klementynka drapie w drapaki żeby się rozładować, bo ma strasznie dużo energii. Dzięki niej reszta kotów zaczęła się więcej ruszać. Jogi trochę przegina z jedzeniem. Każdego z domowników będących w kuchni molestuje o jedzenie. Kiedy już dostanie to jedząc mruczy. Oba kociaki pięknie bawią się z resztą zwierzyńca. Strasznie lubią bawić się pluszowymi zabawkami. Od pierwszej nocy śpią jak reszta kotów tak długo dopóki ja nie wstanę. Oto kilka dzisiejszych zdjęć:
Minął tydzień. Jogi i Klementyna są pełnoprawnymi członkami stadka. Apetyt i humor im dopisuje. Węzły chłonne mają jeszcze powiększone, ale katar ustępuje. Klementyna jest zwolenniczką sportów lekkoatletycznych. Najbardziej lubi dzikie gonitwy. Niestety nie da się tego sfotografować gdyż nawet oko ludzkie nie może za nią nadążyć. Nie gardzi też wspinaczką i oto kilka fotek z życia Klementyny na wysokości:
Piękne te Twoje koty! Mam nadzieję, że i ja kiedyś poznam Twoje koty... niestety nie mogę jutro, w ciągu dnia pracuję i nie mam jak się wyrwać, może kiedyś wieczorkiem albo w weekend.
To już 2 tygodnie Jogi i Klementyna są mieszczuchami. Przybrali na wadze i Jogi waży 1,9kg a Klementyna 2,7kg. Jogi ma wilczy apetyt. Oba kociaki są milusie i nie sprawiają żadnych problemów. Oto kilka aktualnych fotek:
Dziś chcę napisać o moim najstarszym kocie. W środę Dyzio często wymiotował śliną i stracił apetyt. Wet stwierdził, że trzeba zrobić lewatywę i ją zrobił. Wymacał też powiększoną wątrobę. Lewatywa okazała się potrzebna gdyż Dyzio miał zapchane jelito twardymi kamlotami kałowymi. Niestety w czwartek nadal wymiotował i nie chciał nawet pić. Bardzo szybko się odwodnił. Wet wkłuł się do żyły i założył welfron, aby podać kroplówkę. Otrzymał też kilka zastrzyków. Dyzio był bardzo grzeczny i nawet nie trzeba było go mocno trzymać. Poddawał się wszystkim zabiegom. W piątek nie widząc poprawy zabrałam go na USG. Podczas skanowania jego wnętrzności zauważyliśmy sporej wielkości „coś”, co nie powinno się znajdować wewnątrz kota. Podjęłam decyzje o otwarciu kota i czekałam na informację czy leczyć czy uśpić Dyzia. Okazało się, że był to guz na śledzionie a wątroba jest zniszczona w 30%. Reszta narządów jest w dobrym stanie. Zdecydowałam, że Dyzio będzie jeszcze żył. Tak więc wczoraj Dyzio pożegnał się ze śledzioną a ja czekam aż zacznie sam pić i jeść. Dzisiaj dostał sporą dawkę kroplówki i glukozy no i kilka zastrzyków. Nie wiem ile czasu będzie żył. Czy będę w stanie uchronić go przed infekcjami. Zasługuje na szansę choćby dlatego, że nawet teraz nie miałam z jego powodu nieprzespanej nocy.