» Czw maja 09, 2024 20:12
Re: Po konsultacjach, z nadzieja. Trzustka w parze z watroba
Przepraszam, że będę trochę czarnowidzem, ale na własne oczy widziałam, co niektórzy weterynarze uważają za "zjedzone". I jest to ułamek tego, co dla mnie jest "zjedzone".
Ekslibrisa zgarnęłam z dworu, jak był jeszcze wolno żyjący. W dobrych momentach wszamał za jednym posiedzeniem 255 g karmy, potem nagle apetyt mu spadł, aż kot nie chciał nawet polizać tego, czym się wcześniej zajadał. Leżał całymi godzinami, widziałam go z okna. Zgarnęłam go i zaniosłam do przychodni (w tamtym momencie nie do mojej wet), żeby przez kilka dni był pod okiem lekarzy. Prosiłam też o włączenie leczenia przeciwbólowego, bo przez 6 godzin siedział, odciążając brzuch. Sygnał jasny jak słońce. Z jakiejś przyczyny nie rozumiany przez ekipę przychodni. Kilka lekarzy widziało kota, przechodząc do sali operacyjnej, dwie techniczki, ćwierkano do niego i miziano przez kratki, ale jakoś do nikogo nie dotarło, że kot kuli się, trzymając wysoko brzuch, a po 6 godzinach, jak już był wyczerpany taką pozycją, obalił się minimalnie na bok i prawie leżał, wciąż jednak skulony. Z kolei następnego dnia, jak prosiłam o kroplówki i inne atrakcje, to jedna weterynarz poszła do kota, otworzyła mu pysk i wcisnęła kęs karmy. Łącznie po czterech powiedziała, że "jak na kota niejedzącego nie jest źle. Wielu jej pacjentów niejedzących nie połknie nawet tyle. Jest wręcz bardzo dobrze". Całe szczęście, że szczękę mam przyczepioną zawiasem do twarzy. "Jest bardzo dobrze"?! "Dużo zjadł"?! Ten kot przychodził trzy razy dziennie i wciągał za każdym razem od 170 do 255 g karmy, zależnie od pory dnia, teraz połknął wsadzone na siłę cztery kęsy i "jest bardzo dobrze"?! A przypominam, że wtedy jego status to był kot wolno żyjący, nie miałam miejsca, aby wziąć go do domu, więc było dla mnie jasne, że jeśli weterynarze nie wezmą się w obroty i nie postawią kota na nogi, to zemrze gdzieś w krzakach powolną śmiercią.
"Ładnie zjadł" weterynarze - i to nie tylko w tej przychodni - potrafią powiedzieć, jak zwierzak większość jedzenia wtarł w podkład i w swoje łapy, połknął ciutek, a resztę poprzesuwał w misce na boki, tak że wygląda inaczej niż w momencie przyniesienia.
Dlatego nie traktowałabym entuzjastycznie opinii weterynarzy, którzy przy nieustannych zmianach swojego zdania powiedzieli o Zeusie przypominającym szkielet, że jadł i suche, i mokre, i w ogóle było świetnie, a teraz nie wiedzą, skąd brzydka biegunka. Bo niestety jest możliwe, że jelita były prawie puste, a to, co kot wydalił, to były komórki jego organizmu...