FuterNiemyty pisze:Myslisz?
Ja juz sie gubie. Wczoraj wyprzytulalismy futra, wymizialismy, niemal sie pozegnalismy przed dzisiejszym zabiegiem.
Oby nic sie nie zdarzylo nieprzewidzianego, oby od zabiegu wreszcie ruszylo do przodu.
Zastanawiam sie, czy gdzies nie dalismy ciala, nie zawalilismy, nie umknelo cos, co powinno dac do myslenia znaczniej bardziej...
Biorąc pod uwagę specyfikę Waszych wetów, trudności diagnostyczne, całokształt - to zrobiliście o wiele więcej niż można by oczekiwać po opiekunach - bo walczycie o tego biednego chudzielca nawet nie jak lwica ale jak stado lwic o swoje młode.
Operowałam pęcherzyk żółciowy u kotki, on nawet w części nie był tak niedrożny jak u Waszego, kotka operowana też była w ciężkim stanie, wychudzona i cierpiąca.
U niej przyczyną był nowotwór - ale nawet mimo to operacja dała jej dwa lata fajnego życia, już następnego dnia po niej czuła się bez porównania lepiej niż przed operacją, choć miała wielką ranę (chirurg próbował usunąć dodatkowo zajęty prawdopodobnie nowotworem płat wątroby ale doszło do krwotoku) a podczas operacji straciła dużo krwi.
Nie macie nic do stracenia tak naprawdę, operować trzeba bo jak widać - nie ma opcji by się pęcherzyk sam udrożnił i oczyścił, stwarza zagrożenie życia.
Podczas operacji obejrzą dokładnie brzuszek.
Płyn poszedł do zbadania.
Daliście czas i całkowite możliwe wsparcie organizmowi by to wszystko samo ruszyło, ale się nie da.
Operacja jest niezbędna.
Zróbcie w międzyczasie rozeznanie gdzie GS skombinować, można go podać w każdym momencie, nawet tuż po operacji jeśli będzie podejrzenie że on się doplątał.
Oby, oby było już dobrze!